niedziela, 9 września 2007

Archiwum Kuriera Osiedlowego

PRZEDMOWA
Na prośbę ogromnej rzeszy czytelników ninejszego bloga, tak często i ochoczo postujących a czasem nawet pomstujących, zamieszczam przedruk opowiadania z piątego nie wydanego jeszcze numeru Kuriera Osiedlowego. Utwór ten powstal z inspiracji wspóczesnym eksodusem emigracyjnym. Tak mi się przynajmniej wydawalo dopóki nie sprawdzilem w slowniku, co oznacza slowo eksodus. Pojęcie okazalo się tak chybione, że gdybym wstawil zamiast niego slowo oksykort, bylo by o wiele bardziej sensownie. Jakież bylo moje zdziwienie, kiedy okazalo się że pod tajemniczym slowem emigracja nie kryje się plemię niedużego wzrostu afrykańskich dzikusów lecz zupelnie co innego...
Tak czy inaczej ten piękny literacki szkic, epicka ballada, epopeja nacechowana ukrytym gleboko, delikatnym poczuciem humoru z najwyższej pólki, sklania do refleksji nad zlozonymi zagadkami bytu i robi takie male tyk tyk ( ale tylko u osób zarażonych przewlekle Chlamydią).


P U S T K I

Wczasach kiedy ostatni degeneraci opóścili już nasze płynące niegdyś miodem i lipą z miodem ( szczególnie tym drugim) hrabstwo, ostatni którym nie udało się przeskoczyć kanału LaManche z siatką cegieł od sponsora w ręku, wałęsali się smutno po opustoszałym Wałbrzychu przy akompaniamencie wycia psów Dingo, które przeniosły się tutaj kiedy uznały że na pustyni jest jednak bardziej tłoczno a już na pewno więcej tam jeżdzi autobusów. Jednym z owych ostatnich był Melon, którego zatrzymały słabe oceny z WFu w podstawówce a ponadto stały nadzór kuratora Kaliny z czwartego posterunku. Typowy dzień Melona polegał na rannych, długich spacerach po mieście i karmienu kaczek w parku. Pech chciał że mimo tak usilnych starań i tak znalazł pracę kasjera w małym sklepiku sporzywczym o nazwie REAL COMPANY Z.O.O. Nic zresztą w tym dziwnego bo zawsze cenił tą firmę a bycie wyzyskiwanym to przecierz czysta przyjemność. Niektórzy mówią że oszalał z samotności chodząc po osiedlu bełkotał do siebie, częstował drzewa papierosami i pił z lustrem ( choć to akurat nie nowość). O poziomie pustki na osiedlu może świadczyć fakt że pewnego dnia dostał kartkę od żywego ducha i psa z kulawą nogą. Pisali że są w Irlandii i pracują na budowie, czują się dobrze i ślą buziaki.
Panczol równierz chciał wyjechać ale zamiast biletu do Nowego Jorku przez pomyłkę kupił bilet na Nowe Miasto ( cena się zgadzała). Jako że było już po 23.00 Wałbrzyskie autobusy już nie kursowały a powrót na osiedle przez ulicę Polną grozi poczęstowaniem herbatką, ciastkiem i dobrym słowem, nie było więc odwrotu. Osiedlił się na ulicy Cicho-Ciemnej. Szybko znalazł też pracę w podziemnym Banku Gringota przez mugoli zwanym lombardem. W objęciu tej posady pomogła mu nie tylko fizjonomia ( gnomy od razu uznały go za swojego) lecz także jego studia w Wałbrzyskiej Wyższej Szkole Magii i Czarów, która wynalazła eliksir na przemienianie dresiarzy w magistrów. Właściwie jego zajęcie w lombardzie jest raczej antytezą pracy niż samą pracą bo w zwykłej pracy dostaje się wynagrodzenie dzięki któremu nie zdycha się z głodu żeby móc dalej pracować ( system wynaleziony w radzieckich i niemieckich obozach pracy a stosowany z powodzeniem w sieciach supermarketów) a w lombardzie im więcej się pracuje tym większe ma się długi ( a to za sprawą nie rozróżniania subtelnej różnicy między słowami złoty i pozłacany). Na skutek zarobków ujemnych przy odchodzeniu z pracy nie dostaje się odprawy lecz trzeba sporo zapłacić pracodawcy. Za to gdy już się nie pracuje dostaje się zasiłek i zaczyna tym samym zarabiać. Prawda jakie to proste? W pewnym momencie krytycznego braku ciapy Panczol zastawił u siebie swój własny telefon. Przez pierwszy miesiąc płaci sobie za ten zastaw odsteki po czym na niby nie wykupuje telefonu. W ciągu następnego miesiąca musi na niby ten telefon sprzedać czyli kupić i dzięki temu nie płaci odsetek. Natychmiast po kupieniu swojego telefonu oddaje go znowu sobie pod zastaw płaci odsetki i nie wykupuje go żeby ponownie go kupić. Logika tego wywodu przypominająca stopniem komplikacji dowód na istnienie Boga św. Anzelma przyprawiła naszego Panczola o schizofrenię objawiającą się tym że nie chce samego siebie częstować papierosami, dzięki czemu przestał palić. Melon zaś twierdzi że w tych kombinacjach maczali swe łapska nasi garbatonosi przyjaciele z państwa na Izr.. Według mnie jednak dochodzi tu do zaburzenia kontinuum czasoprzestrzennego. Kto wie czy któryś z klientów Panczola nie zastawił w lomabardzie małego akceleratora cząstek elementarenych twierdząc że to markowy odkurzacz firmy C.E.R.N.?
Na drugim biegunie opisanych wyżej zjawisk wyludniania stało bardzo w owych czasach powszechne zjawisko rozmnażania. Dowiedziono wówczas niezbicie że zarówno stare teorie kwiatków i pszczółek,bociana oraz kapusty jak i póżniejsze hipotezy kontaktu narządów płciowych są błędne. Potomstwo mianowicie pojawia się samoczynnie kiedy potencjalni partnerzy są w odpowiednim wieku rozrodczym. Zjawisko to ma prawdopodobnie charaker losowy.

1 komentarz:

aga pisze...

Zauważam u Pana spory talent literacki, może mojego bloga też by Pan poprowadził? ;)